Hej nazywam się Bob i zostałem przyjęty do swojej pierwszej pracy - administrowanie systemami przeciwpowodziowymi. Postanowiłem że początek mojej pierwszej pracy będzie też początkiem pamiętnika, w którym będę opisywał swoje codzienne przeżycia w nowej pracy. Mam nadzieje że szybko się tu zaklimatyzuje :]. Dzień pierwszy Firma, na którą trafiłem jest lekko dziwna lecz cudowna. Mają tutaj darmową kawę z kaktusa (nie słyszałem nigdy o takiej) oraz ludzie są mili. Praca i odpocynek balansują się wyjątkowo dobrze. Raz na dzień wszyscy spotykamy się w sali konferencyjnej aby porozmawiać o tym czego dziś udało nam się dokonać. Po dyskusji o firmie zazwyczaj wszyscy udają się na stołówkę i następuje tak zwana "UCZTA" (nie mam pojęcia czemu każdy zwraca tak szczególną uwagę by to słowo było pisane z wielkich liter). Na owej uczcie udało mi się porozmawiać z paroma osobami, w tym z człowiekiem z tego samego działu, który nazywa się Adam. Adam pracuje w tak zwanym "trybie tryptyku", polega on na tym że w jeden dzień poświęca 33% czasu na rozpoczęcie nowego projektu, drugie 33% na rozwój innego i ostatnie 33% na dokończenie jeszcze innego. Przyznam, ten sposób pracy wydał mi się dziwny i trochę szalony, lecz po zobaczeniu że osiąga największą wydajność pracy w firmie byłem zdumiony. Ponoć wielu próbowało jego sposobu ale nikomu nie udało się zaimplementować go tak skutecznie jak jemu. W pewnym momencie na stołówce zaczęła się drobna kłótnia o to czy powinno się stosować aliasy ale gdy tylko jeden z jej uczestników powiedział coś głośniej niż powinien to nagle otworzyły się drzwi i do sali wszedł CEO. Wszyscy ucichli a CEO subtelnie skierował się w stronę pracowników, między którymi zaistniała sprzeczka, następnie ukłonił się przed nimi mówiąc "carpe diem". Po tych słowach wyciągnął z kieszeni mikrofon i zaczął szeptać przez niego protokół mediacyjny, który po 20 minutach doprowadził do kompromisu pomiędzy pracownikami. Wszyscy zaczęli klaskać a CEO ukłonił się i zaczął kierować się do wyjścia. Gdy był obok mnie, momentalnie zatrzymał się i obróciwszy się w moją stronę uścisnął mi dłoń oraz wręczył tak zwany "kotylion nowicjusza przeciwpowodziowego", który miałem nosić przez pierwszy tydzień pracy w firmie. Przez cały pobyt na stołówce, każdy z pracowników wydawał się co jakiś czas poruszać kwestię "Mistrza SCRUM", niezbyt wiem o co im chodziło i czym jest ten cały "SCRUM" oraz dlaczego potrzebuje jakiegoś mistrza. Z ich rozmów wywnioskowałem, że ten "Mistrz SCRUM" pojawi się w firmie jutro i od jutra zacznie się klimatyzować. Lekko niepokoi mnie samo słowo "SCRUM", jest w nim coś takiego... złowrogiego i jakby alarmującego a zarazem intrygującego. Mam nadzieję, że ten jutrzejszy SCRUM nie będzie niczym złym. Dzień drugi Przez całą noc słowo "SCRUM" chodziło mi po głowie, wydawało się emanować poświatą jakiejś nieokiełnanej siły, która ślepiła mnie tak bardzo bardzo, że nie potrafiłem spać. Wstając rano byłem zmotywowany by wrócić do firmy i przekonać się czym było to enigmatyczne słowo i człowiek z nim związany. Jednak gdy chciałem otworzyć drzwi to zawyły niebieskie syreny brzmiące jak coś na kształt melodyjki budzika z telefonu i alarmu przeciwpożarowego. Byłem dość zaniepokojony i zmieszany słysząc to. Nagle z innych drzwi wyszedł CEO i powiadomił mnie o tym, że wykryte u mnie zostało zmęczenie i niewyspanie przez co nie jestem w stanie ergonomicznie pracować, po tych słowach pokierował mnie do "strefy leżakowania". Czujniki się nie myliły bo trochę zaniedbałem swój wczorajszy sen przez myślenie o SCRUM. Przespałem tam około godziny i wróciłem do firmy gdzie na wejściu przywitał mnie Adam. Powiedział mi, że w ramach "integracji nowicjuszy" weźmie mnie za parę godzin na dział czujników abym integrował się z ludźmi w firmie. Mamy tam nagrać wideo z partyjki w szachy z szefem działu czujników i wysłać na dysk google od CEO. Cieszyłem się, że będzie mi dane poznać więcej osób z firmy. Gdy zasiadłem na swoje miejsce podbiegł do mnie człowiek, którego nie znałem i rozkazującym tonem kazał przestać używać swojego internetu oraz przełączyć się na ten firmowy, następnie pobrać jakiś duży plik. Gdy to zrobiłem podziękował mi z ukłonem i życzył miłego dnia. Jestem lekko zmieszany i nie wiem co to miało właściwie na celu ale przynajmniej jestem podpięty do firmowego internetu od teraz. Lecz mój względnie dobry humor nagle został przyćmiony przez gęstą mgłę myśli. Przypomniałem sobie o "SCRUM", pobladłem gdy tylko mój wewnętrzny głos wypowiedział to słowo. Ciekawość mieszała się z grozą, dalej nie miałem pojęcia czym jest to coś oraz jak działa ale wiedziałem jedno, to nic dobrego. Musiałem się dowiedzieć, czym prędzej... Gdy już miałem zapytać Adama moje usta zastygły, gęsia skórka przeszła po całym moim ciele a zimny pot jak górska lawina przeleciał po moich plecach. Myśl "Miał być tu dziś, czemu go nie zauważyłem?" sparaliżowała mnie. Intruz, on był tutaj a ja spałem! Spałem spokojnie w strefie leżakowania! Opuścił mnie ten omen, sen wydestylował go ze mnie po to bym był nim skażony chwilę później. Czułem jak wsiąka w płaty mojego mózgu i jak korodują pod jego brzemieniem, zaś czaszka, jak gmach zamku który zaraz ma wydać swój ostatni oddech pęka pod oblężeniem nieprzyjaciela. Zacząłem bezwładnie zsuwać się z krzesła, ręką próbowałem pochwycić stół lecz nie byłem w stanie, wszystko zaczęło mi się rozmywać, widziałem oczy, postacie litery. Wszystkie wołały "SCRUM, WŚRÓD NAS, Z NAMI, DLA NAS", pięć oczu spojrzało na mnie, każde miało w sobie blask, blask ten miał wiadomość w sobie, każda wiadomość krzyczała siebie samą w moje uszy druzgocąc mnie spojrzeniem, które wołało "SCRUM, WŚRÓD NAS, Z NAMI, DLA NAS". Dość miałem, krzyczałem, szurałem, nie mogłem, nie byłem w stanie, upadłem, zemdlałem. ... Budząc się zobaczyłem stojącego nad sobą Adama i szefa działu IT, którzy dyskutowali o czymś, ich słowa padały jakby przez taflę wody, moje uszy słyszały tylko zaćmioną projekcję. Zacząłem się rozglądać, byłem w kąciku medycznym, obok mnie znajdowały się dwa puste łóżka i średniej wielkości metalowy pomnik jakiegoś człowieka w stroju lekarza, którego nie byłem w stanie rozpoznać. Nagle Adam który zauważył że już odzyskałem przytomność powiedział do mnie, że straciłem przytomność i zsunąłem się z krzesła krzycząc coś o Scrumie. Jego zwrot do mnie był jak lekkie szarpnięcie przebijające taflę wody, przez którą słyszałem jego i szefa a słowo "SCRUM" jak zastrzyk adrenaliny wywiodło mnie z powrotem do świata żywych. Zapytałem bez większego namysłu co z mistrzem SCRUM na co Szef odpowiedział że mistrz SCRUM napotkał drobne komplikacje z dojazdem do pracy. Odetchnąłem i jakby otumaniony rozkoszą jaką wywołała we mnie tamta wiadomość poszedłem do biura IT kompletnie ignorując szefa oraz Adama. Przechodząc witałem się z każdym z firmie i nawet pogadałem chwile z Gustawem czyli pracownikiem działu pomocy klienta. Opowiedział mi jak parę miesięcy temu w grudniu w biurze pomocy klienta ktoś rozlał płyn na porost włosów i sytuacja była tak zła, że musieli przenieść się do innego biura. Gdy mieli już przenosić się do biura zapasowego to odkryli, że jest po brzegi (z jego opisu wynikało, że dosłownie po brzegi) zapełnione kartonikami mleka czekoladowego. Byli lekko zmieszani lecz zanim zdążyli powiedzieć słowo to CEO wybiegł skądś i zatrzasnął drzwi z widocznym zawstydzeniem przekręcając w ich zamku klucz. Około 10 minut później cały dział pomocy klienta dostał obowiązkowy jednodniowy urlop a CEO sam pomagał klientom przez cały dzień. Potem Gustaw dowiedział się od pracownika z działu czujników, że szef bardzo lubi mleko czekoladowe lecz z jakiegoś powodu równie bardzo wstydzi się tego. Po rozmowie z Gustawem usiadłem na swoim miejscu w biurze IT oraz spokojny jak nigdy kontynuowałem pisanie programu w C++. Potem do sali wszedł Adam i spojrzał na mnie a następnie usiadł. To nie było w jego stylu, najpewniej był zmieszany incydentem jaki dopiero co miał miejsce. Skończyłem swoje dzisiejsze zadania wyjątkowo przed czasem i przesłałem je na githuba. Gdy już miałem zająć się zadaniami dodatkowymi to Adam powiadomił mnie, że dzisiejsza "integracja nowicjuszy" została przesunięta na jutro z uwagi na dzisiejszy incydent. Nie przejąłem sie tym jakoś bardzo i wróciłem do robienia zadań dodatkowych. Wychodząc z pracy mój umysł był krystalicznie czysty i wolny od wszelkich zmartwień. Myślałem tylko o powrocie do domu i relaksie. Do czasu aż nie zobaczyłem JEGO, był to człowiek ubrany w biały galowy strój i czarny krawat. Stał niedaleko drogi na niewielkim moście pod którym płynęła rzeka. Im dłużej miałem go w zasięgu wzroku tym trudniej było mi ustać na nogach. Nagle odwrócił się i spojrzał na mnie, kłódki przypięte do metalowych części mostu agresywnie zaszeleszczały a jego wzrok niegodziwy przeszył mnie. Pobladłem, omen jego był taki silny, że jeszcze chwila a z nóg by mnie zrzucił. Przed oczami mignęła mi stojąca obok taksówka, do której resztkami sił dobiegłem i w bólu wyjąkałem by kierowca zabrał mnie stąd jak najszybciej. Kim był ten człowiek? Czemu jego omen prawie doprowadził mnie do gorączki? Nie mam najmniejszego pojęcia lecz na szczęście nie zobaczę już tego człowieka w swoim życiu. W mojej głowie jest teraz tylko odpoczynek i harmonia. Dzień trzeci Nie spałem całą noc, potrzebowałem wiedzieć kim było to żywe widmo niegodziwości. Około godziny piątej pojechałem nad most gdzie wczoraj GO widziałem. Nie znalazłem go, nie znalazłem nikogo, miasto spało. Też spać powinienem. Ten człowiek był tylko złudzeniem, spokój teraz znowu jest ze mną. Mogę go wyczuć tu i teraz gdy to piszę, harmonia zastąpiła krew w mych żyłach. Nic w stanie powstrzymać mnie nie było, nic uczuć wzburzyć nie śmiało... No może oprócz jednej z kłódek, która leżała niezapięta na moście, emanowało z niej coś mistycznego, co sprawiło że postanowiłem ją wziąć. Postawię ją na biurku i zobaczę przy innej okazji, teraz mój spokój nie jest jej godny. ... Wypoczęty jak nigdy udałem się do pracy, przywitałem się z każdym kogo zobaczyłem, panowało wśród nich drobne poruszenie. Zaciekawiony zapytałem Gustawa czy wie coś na ten temat. Powiedział mi że Olaf z działu pomocy klienta dostał zwolnienie dyscyplinarne po powiedzeniu na UCZCIE do CEO, że każdy wie iż lubi mleko czekoladowe i nie powinien tego ukrywać. Gustaw mówił że nigdy nie widział CEO bardziej czerwonego niż w tamtej chwili. Po godzinie cały dział pomocy klienta dostał przymusowy urlop, a Olaf zwolnienie dyscyplinarne. CEO teraz zamknął się w biurze pomocy klienta i sam im pomaga. Po rozmowie z gustawem udałem się do biura, rozpocząłem swoją pracę lecz po paru godzinach Adam powiedział, że musimy iść na "integrację nowicjuszy". Zapomniałem o niej kompletnie ale byłem dość zadowolony, z tego że ma się odbyć. Udaliśmy się do działu czujników gdzie przywitał nas jego szef. Nazywał się Medd i był dość starym człowiekiem lecz wykonywał swą pracę perfekcyjnie. Codziennie o 06:44 przychodził do firmy, pił kawę i jadł bułkę (zawsze jedną) a następnie słuchając chwile śpiewu ptaków przygotowywał narzędzia do pracy. Zawsze o 07:10 brał kaszkiet, który zdejmował po wejściu do firmy i znów spoglądał w okno wypatrując otwarcia sklepu po drugiej stronie ulicy. Następnie czekał aż zacznie działać fontanna w centrum miasta, które było widoczne z jego okna. A na samym końcu rozkoszował się dźwiękiem sypanej kawy z kaktusa w pokoju obok i zaczynał skręcać oraz ustawiać czujniki. Robił to tak perfekcyjnie i szybko, że CEO zatrudniał tylko jego w tym dziale bo nikt inny nie był potrzebny. Kiedyś zatrudnił się tu jakiś niemiecki specjalista IT, którego zdziwiło jakim cudem mamy jeszcze osobny dział od skręcania czujników więc w jedną noc zbudował coś co nazwał "wunderbeit machine". Po UCZCIE zaprezentował wszystkim jej działanie, każdy był zdumiony tym jak dobrze potrafi skręcać czujniki bez potrzeby kontroli przez człowieka. Więc Niemiecki specjalista kazał ją wnieść do działu czujników i z figlarną brawurą powiedział "Z tym arbeitem pójdymy na maszyny do ende dnio. Che! Che! Che!". Na końcu dnia Niemiec dumnie wszedł do biura czujników i z blaskiem w oczach wziął jeden z nich i zaczął wychwalać jego jakość oraz ilość w jakiej został zrobiony. Potem wziął czujnik z drugiego końca stołu i zaczął punktować jego wszystkie wady. Śmiał sie przy tym i mówił z ironią cały czas nawiązując do tego jak ten dział będzie zastąpiony przez maszyny. Równie wielkia była jego gorycz kiedy dowiedział się, że czujniki z drugiego końca stołu zostały zrobione przez jego maszyne, a te które wychwalał skręcone przez Medda. Niemiec był tak zdruzgotany, że do końca dnia zamknął się w biurze zapasowym. Tydzień nie przychodził do biura a potem firma dostała informację, że zaginął. Historie o Niemcu opowiedział mi sam Medd, a niektóre szczegóły dopowiedział mi Adam po spotkaniu. Medd pokonał mnie w szachy bez trudu, dopiero po przegranej zdałem sobie sprawę, że zrobił to skręcając i kalibrując jednocześnie dziesięć czujników. Po wizycie udaliśmy się z Adamem do biura, po drodze dowiedzieliśmy się, że firma nawiązała współpracę z "kółkiem malarzy i poetów", którzy oferują najlepszej jakości poetyckie tapety Windows. Urzekła mnie jedna z działu impresjonistycznego więc poprosiłem o nią. Tak bardzo mi się podobała że wgrałem ją sobie na githuba aby nigdy jej nie stracić. Dzisiaj wziąłem pamiętnik ze sobą w razie gdyby mi się nudziło i właśnie piszę ten wpis na poetyckiej przerwie pracowniczej, aktualnie delektuje się poezją czytaną na owej przerwie. Wydaje się jakby nic nie było w stanie zniszczyć oazy spokoju jaką wybudował we mnie ten moment. ... WIDZIAŁEM GO, PRZYSIĘGAM, ŻE GO WIDZIAŁEM. ROBIĄC ZADANIE KĄTEM OKA WIDZIAŁEM JAK PRZECHODZIŁ W KORYTARZU. POBLADŁEM MOMENTALNIE, JA WIEM ŻE TO JEST ON. MĘŻCZYZNA W BIAŁYM GARNITURZE KTÓREGO WIDZIAŁEM WCZORAJ. CO ON TU ROBI????????? ZNAJDĘ GO, ZNAJDĘ GO TERAZ. ... Upadłem, nie byłem w stanie iść za nim. Wnioskuję, że to było tylko urojenie. Ten człowiek nie miałby powodu aby się tu pojawiać. Wracam do domu. ... Kłódka... KŁÓDKA! Znalazłem ją wtedy, WTEDY! Przewróciła sie.. ZOBACZYŁEM, NA ODWROCIE, NA NIEJ, NA NIEJ ZOBACZYŁEM NAPIS! NAPIS "SCRUM" I NAZWĘ FIRMY, FIRMY W KTÓREJ PRACUJĘ. To on... TO BYŁ ON... Ten człowiek to mistrz SCRUM. To nie były zwidy, on przyjechał i po cichu zaczął plugawić firmę swoją obecnością. Jak chwast zaczął sie korzenić w swoim biurze. Ze wszystkich drzew jemioła na nas osiadła, na miast mapie zbudowano Sodomę, Wallenroda wpuszczono w szeregi, Judasz dołączył do apostołów. MISTRZ SCRUM PRZYBYŁ DO FIRMY. Dzień czwarty Może to wszystko siedzi w mojej głowie? Dlaczego jakiś losowy człowiek, którego nawet nie poznałem doprowadza mnie do maligny? Muszę wybić sobie te rzeczy z głowy przed pójściem do pracy. Zdecydowałem, że pójdę do pobliskiego lasu aby posmakować trochę świeżego powietrza i rozwiać mgłe myśli. Dostałem maila, że około 10:00 odbędzie się koronacja mistrza SCRUM, cokolwiek to znaczy, muszę być w pełni zmysłów do tego czasu. ... Wyszedłem, było lekko zimno o tej godzinie, tymbardziej w lesie. Jednak im dłużej oddawałem się eksploracji tych sielskich krain tym bardziej zimny wiatr zamieniał się w subtelny powiew, który rozpuścił z sobie wszystkie gorzkie myśli. Wydawało mi sie jakbym śnił. Czas stał się dla mnie konceptem, dźwięk symfonią, obraz sztuką a uczucia czymś błahym. Stanąłem nad urwiskiem, rozłożyłem ręce, wiatr przeczesał mnie. Czułem jak staje się z nim jednością. Aż do momentu, w którym uczcie iż mam coś w kieszeni wyprowadziło mnie z imersji. Sięgnąłem tam i znalazłem kłódkę, tą kłódkę z napisem SCRUM. Nie pamiętam abym brał ją ze sobą, lecz uznałem że najpewniej w pośpiechu coś wypadło mi z głowy. Coś wstąpiło we mnie i olśniło mnie pomysłem. Kłódka jako symbol moich lęków została wyrzucona przeze mnie w dal. Chciałem ją zamknąć lecz zrobiłem to niedokładnie i poleciała otwarta. Zignorowałem to i skierowałem się do wyjścia z lasu, przy nim znajdując klucz. Zaintrygował mnie, miał w sobie coś czego nie potrafię opisać. Wziąłem go do kieszeni i wróciłem do domu aby przygotować się do pracy. ... Koronacja... ha ha... Wszedłem tam, wszyscy byli już na miejscach. OPRÓCZ mnie, wszyscy byli zdenerwowani, ja byłem spokojny. Usiadłem i chwilę później wszedł CEO, a za nim ON. Byłem gotowy, byłem silny, patrzyłem na niego. Widziałem jak wkładana na niego była korona, ametyst błyszczał na niej, błysk ten ślepił mnie lecz patrzyłem. Korona na głowie jego spoczęła, spojrzał na mnie, pobladłem. Berło pojął w ręce, berło srebrne, berło ametystowe. Wstał, płaszcz koronacyjny jego równie srebrny z szczegółami ametystowymi zawiał, wiatr nie wiał, czemu zawiał? Obraz z przed oczu mi uciekał, czułem jak mi go bierze rękami swoimi. On krok zrobił, odsłonił kurtyny za nim, siatkę metalu pokazał, widziałem ją, trzęsłem się, drgawki wydzierały ze mnie ostatnie źdźbła kontroli. Me imie, Me imie wypowiedział. Wstałem, odwagi nabierając, "WINKELRIED" wołało sumienie nad gmachem w mej głowie zbudowanego pałacu, który oblężenie niejedno przez dni ostatnie przeżył. WINKELRIED, WINKELRIED, WINKELRIED, WINKELRIED, dobijało się do podziemi by rozpocząć spisek, ja szedłem, w mej głowie "KLUCZ TWYM SZTYLETEM WBIJ GO W PLUGAWE". Protest w mej głowie, grosze padały, padały i kule, kul więcej było niż groszy. "Muszę to zrobić dla dobra ich wszystkich, pójdę tam i zgoreję za swoich". Stoję tak przed nim on patrzy się na mnie, strachu tak brzemię dźwigając na barkach, imaginacji odpieram na siebie ataki. Ja się nie ugnę, dotrwam do rana, gdy noc tak brutalna istoty swe stroi. Biorę go w rękę szukam w kieszeni, ON milczy a tłumy czekają dalej. Ta cisza, mój protest nią poi, lampę znalazłem, iskra w niej płonie. A Iskrą mą będzie tak kluczem sowicie. Scrum mistrza na świata arenie... POWIEDZIAŁ MI ABYM WYCIĄGNĄŁ KLUCZ I ON WYCIĄGNĄŁ KŁÓDKĘ. TRZYMAŁEM KLUCZ A ON KŁÓDKĘ MI WRĘCZYŁ. CIEMNOŚC WIDZĘ PRZED SOBĄ, TŁUMY W CISZY PATRZĄ MI W PLECY. BOJE SIĘ SPOJRZEĆ NA TAMTYCH ZA MNĄ, PRZEZ CIEMNOŚC SĄ MI ONI DALECY. WIEM CO MAM ZROBIĆ, WTEDY WIEDZIAŁEM. ONI CZEKALI, A JA NIE CHCIAŁEM. JAKBYM PRZED RADZIWIŁEM STAŁ. JAKBYM DECYZJĘ TERAZ MIAŁ. NIE POTRAFIŁEM... NIE POTRAFIĘ, ON BYŁ W ZMOWIE, ON SŁYSZAŁ, ON WIEDZIAŁ. MYŚL MA, MYŚL ULOTNA, ON PRZECHWYCIŁ, WYCZYTAŁ, ZPLUGAWIŁ! CELOWNIK JEGO OSTATNIE WYDUSIŁ ZE MNIE HONORY. Kłódę przypiąłem. Zbudziłem zmory. ... ... ... ... ... Mistrz SCRUM wprowadził coś co nazywa się "daily". Raz dziennie musimy wszyscy się spotkać i odpowiedzieć mu na trzy pytania "CO ZROBIŁEŚ DLA SPRINTU", "CO CHCESZ ZROBIĆ DLA SPRITU", "CO MIAŁEŚ ZROBIĆ DLA SPRINTU". "Sprintem" mistrz nazywa proces produkcji. Z jakiegoś powodu mistrz wymusił na nas korzystanie z GITa zamiast githuba. To nie powinno być trudne. Zostały nam założone konta z numerycznymi nazwami użytkownika, niezbyt podoba mi się takie rozwiązanie ale nie mogę się kłócić. Z jakiegoś powodu każde spotkanie mistrz kończy słowami "SCRUM, WŚRÓD NAS, Z NAMI, DLA NAS", musimy te słowa powtarzać za nim, wydaje mi się że gdzieś je kiedyś słyszałem lecz nie potrafię określić gdzie. Dziś mistrz wyznaczył wszystkie zadania i godziny w jakich powinny być wykonywane. Adam mówił mi, że podsłuchał jak mistrz rozmawia z CEO o zamówieniu wyświetlaczy ledowych do naszych biur, ciekawe do czego posłużą. Mistrz SCRUM nie wydaje się aż taki zły jak myślałem, brzmi jakby wiedział o czym mówi i znał się na tym. Idę robić pierwsze zadanie bo czas mi ucieka. ... Ledwo zdążyłem zcommitować kod przez GITa... Tego muszą używać tylko masochiści, spędziłem zdecydowanie ZBYT wiele czasu na tym. Deadline na taki projekt też jest wzięty totalnie znikąd, programy do systemów przeciwpowodziowych nie mogą być jakościowe z taką presją czasu. A jutro daily... Zobaczymy co się stanie i pogada się z mistrzem SCRUM o jego deadline'ach. Dzień piąty Gustaw mówił mi, że widział mistrza SCRUM kupującego mleko czekoladowe w sklepie. Zastanawiam się co z tego wyniknie bo mistrz ma aktualnie spotkanie z CEO. Przez to daily trochę się opoźnia i cała sala jest poddenerwowana. Rozmawiałem z Adamem i mówił mi że dziś rano w biurach instalowane były wyświetlacze ledowe, nie wiem co o tym myśleć. Chciałbym być już po pracy... ... Wszedł, wszedł on, do sali wszedł ON. Zasiadł, na tronie zasiadł ON. Wziął, wziął nas, na środek nas wziął i pytał. Adama zawołał, Adam wstał. "CO ZROBIŁEŚ DLA SPRINTU". Adam odpowiedział, odpowiedział że zrobił tryptyku metodą dla programów trzech, trzy części. "CO CHCESZ ZROBIĆ DLA SPRITU". Adam odpowiedział, odpowiedział że zrobi tryptyku metodą dla programów trzech, trzy części. "CO MIAŁEŚ ZROBIĆ DLA SPRINTU". Adam milczał, mistrz kazał mu zrobić wczoraj jeden cały program. Z tronu wstał, niegodziwość mu z oczu piorunowała salę całą prześwietlając. Mistrz krzyknął "CO MIAŁEŚ ZROBIĆ DLA SPRINTU". Adama nagle z nędznej strachu pieczary struga świetlistej odwagi wyniosła. Mówił jakby nie on lecz sama czysta odwaga jego. "Zrobić miałem cały program lecz trzy programy w trzech zrobiłem częściach albowiem taka moja jest idea i takie moje usposobienie, przez lata pomnik mój budowałem w ten sposób i zostanie on tak po wieki". Adam powiedział i utopił się w martwym spojrzeniu mistrza. Twarz jego i oczy cień korony przysłonił. Subtelnie opuścił ręce, drgnął, berło z metalicznym stukiem o ziemię uderzyło. Adam pobladł, krok w tył zrobił, odwagę swą gubiąc. Mistrz krok w stronę jego zrobił, po chwili pytając "Czy pamiętasz jakimi słowami kończymy każde spotkanie?" po czym oparł jedną z rąk na ramieniu Adama. Adam milczał. Mistrz odpowiedział "Scrum... wśród nas, z nami...". Adam milczał. Mistrz krzyknął "DLA NAS!" i uderzył Adama w twarz, tak że ten przykucnął. Struga krwi poleciała Adamowi po policzku. Na sali zapanowało poruszenie i lekki chaos lecz gdy mistrz krzyknął "MILCZEĆ" to zapadła kompletna cisza. "Adamie, wiesz o tym co stanie się gdy pracownik dostanie zwolnienie dyscyplinarne?". Adam milczał. "NIGDZIE GO JUŻ WIĘCEJ NIE PRZYJMĄ ADAMIE, BO TYLKO NAJOKROPNIEJSI Z PRACOWNIKÓW DOSTAJĄ ZWOLNIENIA DYSCYPLINARNE." Adam milczał. "Adamie, dlaczego ze mną nie rozmawiasz?" Adam miczał. "ADAMIE, ODEZWIJ SIĘ." Adam milczał. "ADAMIE, CHYBA NIE CHCESZ DO KOŃCA ŻYCIA BYĆ BEZROBOTNY." Tak bardzo chciałem, nie umiałem, próbowałem, w Adama obronie stanąłbym tam i zrobił to. Nie potrafiłem drgnąć nie śmiałem, odebrana została mi kontrola przez własne ciało. Adam rzekł "Wiesz czym różni się niewolnik od pracownika?". Mistrz milczał. Adam rzekł "Tym, że niewolnikiem nie będę". Słowa te były preludium czynu, czynem tym było uderzenie mistrza scrum w twarz lecz on pochwycił rękę Adama i wygiął ją w taki sposób że jedyne co usłyszałem to krzyki agonii. "Czy ty myślisz, że możesz tak po prostu napaść na CEO?" - zapytał go mistrz. "C-CEO...?" - wyjąkał Adam. "Gdy wasz poprzedni CEO jest na chorobowym to ja przejmuję jego obowiązki Adamie." "Nie... NIE... NIEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEE..." - Krzyczał Adam upadając. Mistrz oznajmił nam, że mamy ostatnią szansę aby być dobrymi pracownikami inaczej zostaną zastosowane "METODY SCRUM". Przydzielił dzisiejsze zadania, mam projekt grupowy, chce to skończyć jak najszybciej i uciec z tej diabelskiej firmy. ...